Główna » Artykuły » Z "ŻYCIA" ORGANIZACJI » Ludzie Organizacji |
Telefon zadzwonił w piątek wieczorem. Spodziewałem się tego, gdyż na Sali królestwa podszedł do mojej teściowej ‘koordynator’ (przewodniczący lokalnej starszyzny) i powiedział, że będzie do mnie dzwonił. – Wiemy o twojej stronie internetowej – powiedział Bob melancholijnym głosem, po niezręcznym wstępie częściowo prowadzonym po chorwacku a częściowo łamaną angielszczyzną. W tym momencie wiedziałem, że to jest koniec. Zostałem zdemaskowany. Wyjaśniłem Bobowi, że czuję głęboką niechęć do dwóch spośród naszych starszych i nie chcę, by którykolwiek z nich brał udział w moim Komitecie sądowniczym. Jeden starszy, Tom, w czasie zebrania podczas mojej nieobecności, wyciągnął moją żonę na zaplecze i zaczął ją wypytywać o mnie i nasze prywatne sprawy. Drugi, Dean, wykorzystał informacje, jakie uzyskał podczas kolacji, na którą nas zaprosił, kiedy dywagowaliśmy na temat naszych motywów pozostawania nieaktywnymi Świadkami Jehowy (nota bene błędnie je zinterpretował). Bob przystał na mój warunek dotyczący Deana i Toma. Zgodził się także, że skoro jestem Anglikiem i słabo władam chorwackim, przesłuchanie prowadzone będzie w miarę możliwości w języku angielskim. To właśnie z tego powodu, jak widać, w skład Komitetu sądowniczego wszedł starszy z Biura Oddziału w Zagrzebiu. Później dowiedziałem się, że zaproszono również przedstawiciela Oddziału, być może ze względu na fakt, że starsi w Sisak nie mieli odpowiedniego doświadczenia w sprawach wykluczenia, więc potrzebne są wskazówki od wyższych ogniw tego łańcucha. Kiedy niedzielny wieczór wreszcie nadszedł, czułem pełną kontrolę nad sobą. Wiedziałem, że to w zasadzie formalność. Niektórzy z moich przyjaciół ex-ŚJ podpowiadali, bym zabrał ze sobą prawnika, ale nie mogłem sobie wyobrazić w jakim celu. Przecież obie strony chciały tego samego – rozejścia się naszych dróg, mojej i organizacji. W godzinach poprzedzających mój Komitet byłem zasypywany wiadomościami pełnymi wsparcia i solidaryzowania się ze mną, przez tych, którzy przeszli już przez to samo. E-maile, PM na FB oraz tweety płynęły ze wszystkich stron, dodając mi pewności siebie. Jeden tweet, szczególnie podniósł mnie na duchu, brzmiał zwyczajnie... Cytat
Misza ma rację, ja JUŻ wygrałem. Ci faceci nie mieli władzy nade mną. Byli po prostu nieświadomymi widzami w mojej toczącej się walce z okrutną i bezwzględną sektą, która zagraża mojej rodzinie. Gdyby nie to, że chciałem ją chronić, nigdy bym tam nie poszedł. Musiałem uprzedzić Organizację o tym, co się stanie, jeśli lokalni starsi uczynią w stosunku do mnie coś więcej, niż jest to konieczne. E-mail z ostatniej chwili Chwilę przed tym jak miałem udać się do samochodu, odebrałem maila. Był od Taty. Dwa dni wcześniej powiadomiłem go mailowo o swoim Komitecie, wyrażając życzenie, by zadzwonił do mnie, o ile tylko nie będzie to dla niego zbyt wielkim poświęceniem. A oto jego odpowiedź... Cytat
Byłem zszokowany. Mój umysł zmagał się ze zbliżającym starciem z Organizacją, a teraz jeszcze mail taty, dający sporo do myślenia. Błędnie zakłada, że wątpię w jego szczerość. Tata też zwrócił uwagę na zasadniczą różnicę między nami. Dla niego czasy szczęścia i smutku w życiu są siłą napędową jego wiary. Dla mnie, okresy szczęść i nieszczęść oraz reakcje na to nie znaczą nic, gdy chodzi o potwierdzanie przekonań religijnych. Nie ma miejsca na takie sentymenty, zwłaszcza jeśli więzi rodzinne są zagrożone. Dla mnie nadrzędne znaczenie ma to, co jest prawdą, a co nie jest. Niestety, tata nie widzi rzeczy w ten sposób. Nie dostrzega, że obdarzając zaufaniem Organizację, co pozwala mu czuć się dobrze, postępuje podobnie jak miliardy wyznawców innych religii na świecie. Spodziewałem się tego, ale jednak wytrąciło mnie to z równowagi. Starałem się wypchnąć te myśli z mojej głowy. Jeśli już, to był kolejny dowód na to, że robię to, co trzeba. Żaden syn nigdy nie powinien otrzymać takiego maila od swojego ojca. Moje potomstwo na pewno nie doświadczy zrywania więzi z nimi z jakiegokolwiek powodu, nie mówiąc już o osobistych przekonaniach. Sznur należało odciąć i to odciąć dziś wieczorem. Rozpoczyna się proces Zaparkowałem tuż za rogiem Sali królestwa, która położona jest nad rzeką Kupą, przepływającą przez Sisak - moje rodzinne miasto. Po nakręceniu krótkiego filmu w samochodzie, w deszczu dotarłem do Sali królestwa. Brama parkingu była otwarta. Światła były zapalone, a na parkingu stały dwa samochody. Jeden, o imieniu Davor, był z chorwackiego Biura Oddziału. Musiał być po czterdziestce, z wyglądu przypominał nauczyciela. Inny starszy z Zagrzebia (w moim wieku lub młodszy) miał na imię Dean. Wydawał się wesoły i sympatyczny. Bob żartował, że to nie ten sam Dean, o którym wspominałem, więc zakłada, że zaproszenie go nie stanowi dla mnie problemu. Zgodziłem się z nim. Usiedliśmy naprzeciwko siebie przy stoliku, który zdawał się służyć głównie Davorowi, jako biurko. Szybko stało się oczywiste, że Davor będzie przewodniczył temu spotkaniu. Zapytano mnie, czy nie można byłoby poprowadzić przynajmniej części spotkania w języku chorwackim. Odpowiedziałem, że może to być problem, ponieważ moja znajomość chorwackiego jest bardzo słaba, więc jeśli spotkanie ma mi pomóc, byłbym wdzięczny, gdyby mogli, jak tylko jest to możliwe, posługiwać się językiem angielskim. Jednak nie będę miał nic przeciwko, jeśli od czasu do czasu usłyszę chorwacki. Przystali się na to. Zapytali, czy mogą rozpocząć od modlitwy, na co odpowiedziałem – tak. Wszyscy pochylili głowy i Bob powiedział modlitwę po chorwacku, za którą nie nadążałem, ale nie z powodu, że nie mogłem ale dlatego, że naprawdę miałem za dużo na głowie. Na jej zakończenie powiedziałem głośno ‘Amen’, aby im to wszystko ułatwić. Zapewniłem ich, że niczego nie nagrywam i starałem się ich naprawdę do tego przekonać. Sprawiło im to widoczną ulgę. Następnie Davor zauważył, że przecież zawsze mogę opuścić religię, jeżeli taka byłaby moja wola. Musiałem się wtrącić. Nastąpiła niezręczna cisza, żałosne potakiwania i spotkanie kontynuowano. Cytat
Te fragmenty Pisma rozbawiły mnie. Chyba nie zdawali sobie sprawy, że mnie obrażają, porównując do zakwasu mogącego zdeprawować innych? Najwyraźniej nie. Uznałem więc, że w ich oczach nie jestem lepszy niż ta drobina drożdży. Więc, w jaki sposób chcieli mnie „wyregulować” w „duchu łagodności” odmawiając rozmowy o moich problemach z Organizacją? To było czyste szaleństwo. Za sprawą fragmentów biblii, rozmowa zeszła na temat mojego odstępstwa. Davor wyjaśnił, że dowiedzieli się o mojej stronie. Oprawiony wydruk jednego z moich artykułów pojawił się na stoliku Davora. Zapytano mnie, czy to są moje słowa. Nachyliłem się, żeby zobaczyć o jaki artykuł chodzi, bo był do góry nogami. Zauważywszy to, Davor obrócił artykuł, bym mógł go zobaczyć. Rozpoznałem swój artykuł, w którym ujawniłem swoją tożsamość - Historia Cedarsa – koniec kajdan. Widziałem, że niektóre zdania zostały podkreślone na różowo. – Czy to ty napisałeś i czy podtrzymujesz swoje słowa? – zapytano mnie. Ponownie, moje słowa przyjęto żałosnym potakiwaniem. Davor kontynuował. – Czy nadal uważasz się za Świadka Jehowy? Następnie Davor napomknął, że w moim artykule wspomniałem o wspólnym z żoną liście o odłączeniu. Zapytano czy posiadam ten list przy sobie. Odpowiedziałem, że mam. Odpowiedziałem, że tak, mam kilka rzeczy do powiedzenia. Po pierwsze, chciałbym poznać, w jaki sposób dowiedzieli się o stronie internetowej. Davor spojrzał na Boba i Bob powiedział, że pewna chorwacka siostra znalazła tę stronę i mailowo powiadomiła go o tym. Najwyraźniej ta siostra nie była z naszego zboru. Byłem nieco rozczarowany. Miałem nadzieję na bardziej romantyczną historię z udziałem np. rozszalałych telefonów z Brooklynu a okazało się, że to po prostu tylko sprawka lokalnego kapusia. Widocznie okoliczności w jakich ta kobieta znalazła się na mojej stronie, a dokładniej, co na niej robiła, były poza czyimkolwiek zainteresowaniem. Jak na lojalnego Świadka Jehowę zgłosiła to swoim przełożonym, a to im w zupełności wystarczyło. Zastraszanie Wyjaśniłem, że moja rodzina jest głównym powodem, dla którego jestem Świadkiem Jehowy. Moi teściowie, z którymi mieszkam pod jednym dachem, są w dużym stopniu zależni ode mnie i mojej żony. Doszliśmy do porozumienia z nimi, że kwestie religijne, a zwłaszcza nasze zastrzeżenia wobec Strażnicy nie będą otwarcie dyskutowane w naszym domu. Jak wyjaśniłem Davorowi, moja żona i ja jesteśmy zadowoleni ze swojego status quo. Moja praca w Internecie daje mi satysfakcję, chociaż ograniczam się w niej tylko do krajów anglojęzycznych, a nie do kraju, w którym żyję. To jest cena, którą muszę płacić za spokój mojej rodziny. Jeśli jednak teściowie mieliby być zmuszeni do zaprzestania rozmów z nami, wszystko mogłoby się bardzo szybko zmienić. I wtedy nie będę miał żadnego powodu, by nie zainteresować się Chorwacją wraz z blisko 5 tysiącami głosicieli. Powiadomiona zostałaby prasa. Emitowane byłyby wywiady radiowe i telewizyjne. Utworzone zostałyby strony internetowe, rozdawane ulotki, a w czasie kongresów pojawiłyby się protesty. Do nich należy wybór, czy pozwolą mi odejść, a moim teściom uporać się z całą tą sytuacją na swój sposób - bez nacisków, czy też utrudnią nam to, co spowoduje, że nie będę miał już żadnych oporów by wywołać totalne zamieszanie wśród Świadków Jehowy w Chorwacji. Starsi popatrzyli na siebie. Czułem, że tracę spokój. Nie zrozumieli mojej groźby. Na szczęście, mimo, że atmosfera spotkania gęstniała, zdołałem zebrać myśli i odnieść się do ich słów. Była to jedna z tych sytuacji, kiedy zawładnęły mną uczucia, a ja z trudem odzyskałem spokój. – Więc skoro mówicie, że powiecie tylko to, co jest napisane w Biblii, to nie mam żadnych zastrzeżeń – powiedziałem – bo przecież w Biblii nigdzie nie jest napisane, że członkowie rodziny powinni unikać siebie nawzajem. Tak naprawdę to mówi coś przeciwnego. Zapadło nerwowe milczenie.
Starałem się przywołać w pamięci powiedzenie w Organizacji – ‘światowy smutek’, którego używa się wobec osób powracających do zboru z niewłaściwych pobudek a nie z powodu szczerej determinacji zaprzestania występku, ale nie mogłem go sobie teraz przypomnieć. – Syn odchodzi i uprawia seks z prostytutkami. Żyje w grzechu i rozpuście. A co okazuje się być jedynym powodem powrotu do ojca? – Przerwałem czekając na odpowiedź Davora lub pozostałych starszych. Zapadła cisza. – Powodem, dla którego syn marnotrawny wrócił do swego ojca… – przerwałem i położyłem ręce na brzuchu – był głód. Wrócił do niego tylko dlatego, że był głodny, a nie z powodu jakiejkolwiek faktycznej skruchy. I jak zareagował jego ojciec? Rozłożył w szerokim geście swoje ramiona, jakby go chciał przytulić. - Osiągnąłem swój cel. – Więź rodzinna jest silniejsza niż przedstawiony występek. Starsi spojrzeli po sobie i milczeli. – Dean, to jest bardzo dobre pytanie. Chciałbym wam jednak, jedną rzecz powiedzieć. Możecie człowiekowi zabrać wiele. Możecie mu zabrać dom, pieniądze, samochód a nawet jego zwierzaka. Ze stratą tych rzeczy człowiek się pogodzi, ale jeżeli spróbujecie mu zabrać jego rodzinę, to jest zdolny do wszystkiego. A stworzoną stroną internetową, w tym przypadku, powinniście się martwić najmniej. Musicie zrozumieć, że z mojego punktu widzenia, to Strażnica jest tutaj agresorem. To mnie się tutaj grozi, a ja tylko staram się wam powiedzieć, co się stanie, jeśli uczynicie cokolwiek innego, niż to o co proszę. Dean sprawiał wrażenie zdumionego. Być może udawał przed pozostałymi dezaprobatę, a może sens tego, co powiedziałem, zatracił się w tłumaczeniu. Jednak zawsze ilekroć spoglądam wstecz, nie potrafię wytłumaczyć tego lepiej. Strażnica była w tym scenariuszu zbirem, nie ja. Nieprzyjęty list – Tak – powiedział Davor – myślę, że powoli zmierzamy do końca. Muszę tylko zobaczyć listy o odłączeniu. Davor położył kartkę przed sobą i zaczął czytać na głos, poczynając od wiadomości mojej żony napisanej po chorwacku. Napisała ją w pośpiechu, gdy zbierałam się do wyjścia. Chciała mi to przeczytać, ale powiedziałem, że porozmawiamy o tym jak wrócę. Davor skończył czytać list i wymamrotał coś po chorwacku do pozostałych, którzy przytaknęli. Potem odczytał na głos mój tekst, który brzmiał: Cytat
Przyznaję, że cieszyłem się słysząc, jak to głośno odczytują. Jednak moja radość trwała krótko. – Możemy przyjąć twój list - powiedział Davor – jest zrozumiały i jednoznaczny. Jednak nie możemy zaakceptować listu twojej żony, gdyż niezbyt dobitnie wyraziła, że nie chce już być Świadkiem Jehowy. Nie mogłem w to uwierzyć. Różne myśli zaczęły krążyć mi po głowie. Do tej pory spotkanie przebiegało zgodnie z planem. Teraz okazało się, że żona nie wystarczająco jasno określiła się w swoim liście? Nie mogłem sobie tego wyobrazić. – Dlaczego? Co ona napisała? – zapytałem. Teraz to do mnie dotarło. Moja żona jest najlepszym strażnikiem pokoju na świecie, nie znosi denerwować czy obrażać ludzi. Nie zdziwiłbym się, gdyby w swoim staraniach na rzecz dyplomacji poległa wobec wymagań komitetu sądowniczego w sprawie oświadczenia. – Nie ma problemu – powiedziałem. – Nie mam już impulsów na swojej karcie telefonicznej, ale widzę, że macie telefon. Więc nie będziecie mieć nic przeciwko, abym zadzwonił do niej i porozmawiacie sobie z nią? Jestem pewien, że da się to jakoś rozwiązać. – Nie, to nie będzie konieczne – powiedział Davor. – Słuchajcie, tak czy inaczej, to się dzisiaj skończy – powiedziałem coraz bardziej zirytowany. – Chcecie, abym w taką ulewę przywiózł ją tu dzisiaj, by wam powiedziała, jak się czuje? Bob skinął głową. Czułem, że wzbiera we mnie złość. Mój instynkt opiekuńczy zaczął brać nade mną górę. – Mówicie poważnie, że nie możecie przyjąć jej listu o odłączeniu, bo napisała, że już nie czuje się jak Świadek Jehowy? – powiedziałem. Davor skinął głową. W tej chwili, podobnie jak w sprawie ostracyzmu, mgła opadła i wszystko stało się jasne. Odzyskałem swoja „głowę starszego” i mogłem poszukać innego rozwiązania. – Oczywiście, jest proste rozwiązanie – powiedziałem – wystarczy, aby moja żona napisała taki sam list o odłączeniu jak ja i wręczyła go Bobowi, wtedy wy go zaakceptujecie. Zadowolenie z twarzy Davora zniknęło. Przejrzałem go. Na tym zakończyło się spotkanie. Nie było modlitwy na zakończenie. Wszyscy czterej powstaliśmy z miejsc. – Czy mogę uścisnąć ci rękę? – zapytałem Davora. Podziękowałem wszystkim trzem i skierowałem się do wyjścia. Bob obserwował mnie aż do samych drzwi, zanim odwrócił się do pozostałych. Deszcz przestał padać. W końcu byłem wolny. The END * Z szacunku dla ich prywatności, nieco zmieniłem imiona i nazwiska starszych uczestniczących w moim Komitecie, oprócz Davor, w przypadku którego posługuję się tylko imieniem. Źródło: http://jwsurvey.org/life-stories/my-21st-century-apostasy-trial | |
Wyświetleń: 786 | |
Liczba wszystkich komentarzy: 0 | |
Ludzie Organizacji [4] |
Różne [7] |
Listy do Starszych zboru [4] |
Sprawy majątkowe WTS [3] |
Finowie a Organizacja [0] |