Główna » Artykuły » Z "ŻYCIA" ORGANIZACJI » Ludzie Organizacji

Komitet Sądowniczy Johna Cedarsa

Telefon zadzwonił w piątek wieczorem. Spodziewałem się tego, gdyż na Sali królestwa podszedł do mojej teściowej ‘koordynator’ (przewodniczący lokalnej starszyzny) i powiedział, że będzie do mnie dzwonił.
Z jego ponurej miny wywnioskowała, że nie będzie to rozmowa o pogodzie. Starsi chcieli się ze mną spotkać.

I tak miałem dużo czasu, aby przygotować się na nieuniknione. Wiedziałem, że prawdopodobnie chodzi o moją stronę internetową.
Chociaż prowadziłem stronę JWsurvey już od ponad dwóch lat, to dopiero od dwóch miesięcy ujawniłem swoją tożsamość i pokazałem swoją twarz. Wiedziałem, że konfrontacja z lokalnymi starszymi jest tylko kwestią czasu.

Będę się zwracał do mojego koordynatora imieniem Bob.*
Bob jest sympatycznym facetem, który od chwili swojego chrztu szybko awansował. Kiedy po raz pierwszy spotkałem go w 2006 roku podczas swojej pierwszej podróży do Chorwacji, był dopiero od kilku lat ochrzczony. A teraz był lokalnym koordynatorem, który (z całym szacunkiem dla Boba) uosabia niedobór męskich Świadków Jehowy posiadających odpowiednie kwalifikacje do przyjęcia nadzoru w Chorwacji. Gdyby Bob był Świadkiem Jehowy w Wielkiej Brytanii czy Stanach, prawdopodobnie nadal nosiłby mikrofon, i to bez względu na to, jak byłby zdolny. 
Swój brak charyzmy i doświadczenia Bob nadrabiał życzliwością i optymizmem – na jego twarzy zawsze gościł uśmiech. Tym razem jednak mogę powiedzieć, że się nie uśmiechał.

– Wiemy o twojej stronie internetowej – powiedział Bob melancholijnym głosem, po niezręcznym wstępie częściowo prowadzonym po chorwacku a częściowo łamaną angielszczyzną. W tym momencie wiedziałem, że to jest koniec. Zostałem zdemaskowany.
– No tak – odpowiedziałem.
– Czy możesz przyjść na spotkanie z nami w sali królestwa w niedzielę wieczorem o godzinie szóstej? – zapytał.
– Tak – odpowiedziałem – ale pod jednym warunkiem...

Wyjaśniłem Bobowi, że czuję głęboką niechęć do dwóch spośród naszych starszych i nie chcę, by którykolwiek z nich brał udział w moim Komitecie sądowniczym. Jeden starszy, Tom, w czasie zebrania podczas mojej nieobecności, wyciągnął moją żonę na zaplecze i zaczął ją wypytywać o mnie i nasze prywatne sprawy. Drugi, Dean, wykorzystał informacje, jakie uzyskał podczas kolacji, na którą nas zaprosił, kiedy dywagowaliśmy na temat naszych motywów pozostawania nieaktywnymi Świadkami Jehowy (nota bene błędnie je zinterpretował).
Chciałem, aby nikt z tych ludzi nie brał udziału w ostatecznym zakończeniu mojej 23 letniej roli jako Świadka Jehowy. A to wiązało się z wyborem przez Boba co najmniej dwóch innych starszych do Komitetu sądowniczego.

Bob przystał na mój warunek dotyczący Deana i Toma. Zgodził się także, że skoro jestem Anglikiem i słabo władam chorwackim, przesłuchanie prowadzone będzie w miarę możliwości w języku angielskim. To właśnie z tego powodu, jak widać, w skład Komitetu sądowniczego wszedł starszy z Biura Oddziału w Zagrzebiu. Później dowiedziałem się, że zaproszono również przedstawiciela Oddziału, być może ze względu na fakt, że starsi w Sisak nie mieli odpowiedniego doświadczenia w sprawach wykluczenia, więc potrzebne są wskazówki od wyższych ogniw tego łańcucha.

Kiedy niedzielny wieczór wreszcie nadszedł, czułem pełną kontrolę nad sobą. Wiedziałem, że to w zasadzie formalność. Niektórzy z moich przyjaciół ex-ŚJ podpowiadali, bym zabrał ze sobą prawnika, ale nie mogłem sobie wyobrazić w jakim celu. Przecież obie strony chciały tego samego – rozejścia się naszych dróg, mojej i organizacji. 
Inni sugerowali, bym nagrał spotkanie i umieścił na YT, jak czynili to inni. Przedyskutowaliśmy to z żoną i doszliśmy do tego samego wniosku. Nie tylko byłoby to nieuprzejme dla Boba, ale także dla pozostałych starszych, takie stawianie ich w świetle jupiterów bez ich zgody, co więcej mogłoby to również zagrozić mojej uczciwości.
Byłem też prawie pewny, że zostanę poproszony o nienagrywanie spotkania, bądź zapytany czy przyniosłem jakieś urządzenia do nagrywania. Chciałem iść na to spotkania pewny, że nie mam nic do ukrycia. Nie czułbym się komfortowo, gdybym kłamał nagrywając czy też nie. Uznałem, że opisanie całego spotkanie, a nie nagrywanie go, jest najlepszym rozwiązaniem.

W godzinach poprzedzających mój Komitet byłem zasypywany wiadomościami pełnymi wsparcia i solidaryzowania się ze mną, przez tych, którzy przeszli już przez to samo. E-maile, PM na FB oraz tweety płynęły ze wszystkich stron, dodając mi pewności siebie. Jeden tweet, szczególnie podniósł mnie na duchu, brzmiał zwyczajnie...

Cytat

Misha Anouk @mishaanouk Follow
@cedarsjwsurvey. Wszystkiego najlepszego z okazji Komitetu. Nie zapomnij, że już wygrałeś < 3 pozdrowienia z Wiednia.
4:45 PM - 29 Dec 2013 
3 Retweets 3 favorites Reply Retweet

Misza ma rację, ja JUŻ wygrałem. Ci faceci nie mieli władzy nade mną. Byli po prostu nieświadomymi widzami w mojej toczącej się walce z okrutną i bezwzględną sektą, która zagraża mojej rodzinie. Gdyby nie to, że chciałem ją chronić, nigdy bym tam nie poszedł. Musiałem uprzedzić Organizację o tym, co się stanie, jeśli lokalni starsi uczynią w stosunku do mnie coś więcej, niż jest to konieczne.

E-mail z ostatniej chwili

Chwilę przed tym jak miałem udać się do samochodu, odebrałem maila. Był od Taty. Dwa dni wcześniej powiadomiłem go mailowo o swoim Komitecie, wyrażając życzenie, by zadzwonił do mnie, o ile tylko nie będzie to dla niego zbyt wielkim poświęceniem. A oto jego odpowiedź...

Cytat

Masz rację, aż serce się kraje, to zbyt wiele dla nas obu. Zarówno te najszczęśliwsze i najcenniejsze chwile w moim życiu, jak i te najmroczniejsze utwierdziły mnie w mojej wierze. Jestem zasmucony, że nie stało się to Twoim udziałem. Najtrudniejszą rzeczą dla rodzica jest odpuścić, kiedy czuje, że dokonują [dzieci] złego wyboru. To jest Twój wybór i muszę go uszanować.

Oboje musimy ponieść konsekwencje naszych decyzji. Wkrótce sam zostaniesz rodzicem i będziesz starał się ze wszystkich sił, by dać jej to, co uważasz za najlepsze, tak samo jak my z mamą chcieliśmy dla Ciebie.

Nigdy nie przestanę mieć nadziei, mimo tego, że jednoznacznie to wyjaśniłeś, że jeżeli zostaniesz wykluczony to nigdy nie przyłączysz się z powrotem.

Nie wiem, jak to zniosę, jeśli odrzucisz drogę, którą wybrałem, by nią podążać. Jednak bez względu na to jak odbierasz moją szczerość, to nie potrafię wyrazić słowami tej miłości, którą czuję do Ciebie, [Twojej żony], i mojego przyszłego wnuka.

Kochający Tata

Byłem zszokowany. Mój umysł zmagał się ze zbliżającym starciem z Organizacją, a teraz jeszcze mail taty, dający sporo do myślenia. Błędnie zakłada, że wątpię w jego szczerość.
Wiedziałem, dlaczego to powiedział. Wiedziałem też, że w mojej odpowiedzi będę musiał zawrzeć coś, co uspokoi jego umysł przynajmniej pod tym względem. W ogóle nie kwestionuję szczerości taty, jedynie chodziło o jego niezłomne posłuszeństwo skorumpowanej Organizacji i niechęć na spojrzenie na argumenty drugiej strony.

Tata też zwrócił uwagę na zasadniczą różnicę między nami. Dla niego czasy szczęścia i smutku w życiu są siłą napędową jego wiary. Dla mnie, okresy szczęść i nieszczęść oraz reakcje na to nie znaczą nic, gdy chodzi o potwierdzanie przekonań religijnych. Nie ma miejsca na takie sentymenty, zwłaszcza jeśli więzi rodzinne są zagrożone. Dla mnie nadrzędne znaczenie ma to, co jest prawdą, a co nie jest.

Niestety, tata nie widzi rzeczy w ten sposób. Nie dostrzega, że obdarzając zaufaniem Organizację, co pozwala mu czuć się dobrze, postępuje podobnie jak miliardy wyznawców innych religii na świecie.
To właśnie ta sprzeczność była podnoszona podczas naszego ostatniego spotkania. Milczący, ze łzami w oczach byłem bezsilny wobec jego pozornej obojętności na fakt, że jego logika może doprowadzić go do stania się wyznawcą każdej religii.
Kiedy podszedł do mnie, by mnie pocieszyć odtrąciłem go. Nie waż się udawać, że mnie kochasz! – krzyknąłem w ferworze. To zdarzenie obu nas pokiereszowało. 
Teraz daje mi znać, że - Musimy ponosić konsekwencje naszych decyzji – w ten sposób mówi - będę Cię unikał, ponieważ nie podzielasz moich poglądów, bo tak każe mi postąpić moja religia, a ja muszę być posłuszny.

Spodziewałem się tego, ale jednak wytrąciło mnie to z równowagi. Starałem się wypchnąć te myśli z mojej głowy. Jeśli już, to był kolejny dowód na to, że robię to, co trzeba. Żaden syn nigdy nie powinien otrzymać takiego maila od swojego ojca. Moje potomstwo na pewno nie doświadczy zrywania więzi z nimi z jakiegokolwiek powodu, nie mówiąc już o osobistych przekonaniach. Sznur należało odciąć i to odciąć dziś wieczorem.

Rozpoczyna się proces

Zaparkowałem tuż za rogiem Sali królestwa, która położona jest nad rzeką Kupą, przepływającą przez Sisak - moje rodzinne miasto. Po nakręceniu krótkiego filmu w samochodzie, w deszczu dotarłem do Sali królestwa. Brama parkingu była otwarta. Światła były zapalone, a na parkingu stały dwa samochody.
Wszedłem do środka, gdzie powitał mnie Bob. Na Sali było dwóch innych starszych, których nie znałem a którzy przywitali mnie w nienagannym angielskim.

Jeden, o imieniu Davor, był z chorwackiego Biura Oddziału. Musiał być po czterdziestce, z wyglądu przypominał nauczyciela. Inny starszy z Zagrzebia (w moim wieku lub młodszy) miał na imię Dean. Wydawał się wesoły i sympatyczny. Bob żartował, że to nie ten sam Dean, o którym wspominałem, więc zakłada, że zaproszenie go nie stanowi dla mnie problemu. Zgodziłem się z nim.

Usiedliśmy naprzeciwko siebie przy stoliku, który zdawał się służyć głównie Davorowi, jako biurko. Szybko stało się oczywiste, że Davor będzie przewodniczył temu spotkaniu.

Zapytano mnie, czy nie można byłoby poprowadzić przynajmniej części spotkania w języku chorwackim. Odpowiedziałem, że może to być problem, ponieważ moja znajomość chorwackiego jest bardzo słaba, więc jeśli spotkanie ma mi pomóc, byłbym wdzięczny, gdyby mogli, jak tylko jest to możliwe, posługiwać się językiem angielskim. Jednak nie będę miał nic przeciwko, jeśli od czasu do czasu usłyszę chorwacki. Przystali się na to.

Zapytali, czy mogą rozpocząć od modlitwy, na co odpowiedziałem – tak. Wszyscy pochylili głowy i Bob powiedział modlitwę po chorwacku, za którą nie nadążałem, ale nie z powodu, że nie mogłem ale dlatego, że naprawdę miałem za dużo na głowie. Na jej zakończenie powiedziałem głośno ‘Amen’, aby im to wszystko ułatwić.
Powiedziano mi, że jest to komitet sądowniczy, powołany w związku z oskarżeniem mnie o odstępstwo. Czy to rozumiem? Odpowiedziałem – tak.
Dla ochrony mojej prywatności, to spotkanie nie będzie rejestrowane i byłoby mile widziane, gdybym i ja go nie rejestrował. Ta logika wydawała mi się dosyć pokrętna, ponieważ nie obawiałem się o swoją prywatność i chętnie przystałbym na rejestrowanie tego spotkania. Jednak to był strażnicowy sposób na powiedzenie „nie chcemy, abyś rejestrował to spotkanie”.

Zapewniłem ich, że niczego nie nagrywam i starałem się ich naprawdę do tego przekonać. Sprawiło im to widoczną ulgę.
Davor wyjaśnił, że spotkaniu przyświecają dwa cele. Chcą wesprzeć mnie duchowo. Uznałem to za zabawne, gdyż później okazało się, że kwestie doktrynalne NIE podlegają dyskusji. Jak mogą mi duchowo pomóc bez dyskusji o doktrynie? Przecież powodem, dla którego się tam znalazłem, jest właśnie mój sprzeciw wobec doktryny? Samo to w sobie pokazało, jak bezsensowe było to spotkanie.

Następnie Davor zauważył, że przecież zawsze mogę opuścić religię, jeżeli taka byłaby moja wola.

Musiałem się wtrącić.
– Z całym szacunkiem, ale ja NIE mogę opuścić tego wyznania. Jednak nikt z was mi tego nie powie. Gdyby nie było żadnych konsekwencji mojego odejścia, wtedy mógłbym powiedzieć - tak mogę odejść. Jednak otrzymałem dzisiaj od swojego ojca maila, w którym pisze, że zaprzestanie kontaktów ze mną, kiedy opuszczę szeregi wyznawców. Moja rodzina jest używana przez Strażnicę jako broń przeciwko mnie. Więc możesz mówić, co chcesz, ale nie to, że jestem wolny i mogę opuścić tę religię. Czy jest to absolutnie jasne?

Nastąpiła niezręczna cisza, żałosne potakiwania i spotkanie kontynuowano.
Drugim celem spotkania, wyjaśniono, była ochrona członków mojego zboru. Odczytano poniższe dwa fragmenty z księgi Galatów:

Cytat

Bracia, jeśli nawet jakiś człowiek uczyni fałszywy krok, zanim to sobie uświadomi – wy, którzy macie kwalifikacje duchowe, próbujcie skorygować takiego w duchu łagodności - Galatów 6:1, Przekład Nowego Świata (2013 wersja)

Trochę zakwasu zakwasza całe ciasto - List do Galatów 5:09, Przekład Nowego Świata (2013 wersja)

Te fragmenty Pisma rozbawiły mnie. Chyba nie zdawali sobie sprawy, że mnie obrażają, porównując do zakwasu mogącego zdeprawować innych? Najwyraźniej nie. Uznałem więc, że w ich oczach nie jestem lepszy niż ta drobina drożdży. Więc, w jaki sposób chcieli mnie „wyregulować” w „duchu łagodności” odmawiając rozmowy o moich problemach z Organizacją? To było czyste szaleństwo.

Za sprawą fragmentów biblii, rozmowa zeszła na temat mojego odstępstwa. Davor wyjaśnił, że dowiedzieli się o mojej stronie. Oprawiony wydruk jednego z moich artykułów pojawił się na stoliku Davora. Zapytano mnie, czy to są moje słowa. Nachyliłem się, żeby zobaczyć o jaki artykuł chodzi, bo był do góry nogami. Zauważywszy to, Davor obrócił artykuł, bym mógł go zobaczyć. Rozpoznałem swój artykuł, w którym ujawniłem swoją tożsamość - Historia Cedarsa – koniec kajdan. Widziałem, że niektóre zdania zostały podkreślone na różowo.

– Czy to ty napisałeś i czy podtrzymujesz swoje słowa? – zapytano mnie.
– Oczywiście – odpowiedziałem. – Chciałbym również dodać, że na swojej stronie zobowiązałem się, że jeżeli ktokolwiek zwróci mi uwagę, że zamieściłem cos niezgodnego z prawdą, nieodpowiedniego lub wprowadzającego w błąd, to ja to zmienię lub usunę. Nadmienię, że żaden mail w tej sprawie nie wpłynął do mnie. Od czasu do czasu przychodzą gniewne maile od Świadków Jehowy, którzy przypadkowo wpadli na moją stronę i mają zastrzeżenia w jakiejś kwestiach, ale tylko dlatego, że nie znają Organizacji tak dobrze jak ja.

Ponownie, moje słowa przyjęto żałosnym potakiwaniem. Davor kontynuował. – Czy nadal uważasz się za Świadka Jehowy?
– Nie – odpowiedziałem.

Następnie Davor napomknął, że w moim artykule wspomniałem o wspólnym z żoną liście o odłączeniu. Zapytano czy posiadam ten list przy sobie. Odpowiedziałem, że mam.
– Wobec czego sprawa jest rozwiązana – powiedział Davor. – Przestałeś być Świadkiem Jehowy. Czy masz coś do dodania?

Odpowiedziałem, że tak, mam kilka rzeczy do powiedzenia. Po pierwsze, chciałbym poznać, w jaki sposób dowiedzieli się o stronie internetowej.

Davor spojrzał na Boba i Bob powiedział, że pewna chorwacka siostra znalazła tę stronę i mailowo powiadomiła go o tym. Najwyraźniej ta siostra nie była z naszego zboru.

Byłem nieco rozczarowany. Miałem nadzieję na bardziej romantyczną historię z udziałem np. rozszalałych telefonów z Brooklynu a okazało się, że to po prostu tylko sprawka lokalnego kapusia. Widocznie okoliczności w jakich ta kobieta znalazła się na mojej stronie, a dokładniej, co na niej robiła, były poza czyimkolwiek zainteresowaniem. Jak na lojalnego Świadka Jehowę zgłosiła to swoim przełożonym, a to im w zupełności wystarczyło.

Zastraszanie

Wyjaśniłem, że moja rodzina jest głównym powodem, dla którego jestem Świadkiem Jehowy. Moi teściowie, z którymi mieszkam pod jednym dachem, są w dużym stopniu zależni ode mnie i mojej żony. Doszliśmy do porozumienia z nimi, że kwestie religijne, a zwłaszcza nasze zastrzeżenia wobec Strażnicy nie będą otwarcie dyskutowane w naszym domu.
Podobnie jak mój tata, rodzice żony po prostu nie chcą spojrzeć na fakty. Brak dyskusji o naszych sprawach oraz prób wyjaśniania im tego, było najprostszym i najmniej stresującym rozwiązaniem dla obu stron.
Musiałem też uważać, aby nie angażować w swoje sprawy członków zboru lub innych chorwackich Świadków Jehowy. To mogłoby przynieść cierpienie moim teściom i zagrozić naszym wzajemnym stosunkom.

Jak wyjaśniłem Davorowi, moja żona i ja jesteśmy zadowoleni ze swojego status quo. Moja praca w Internecie daje mi satysfakcję, chociaż ograniczam się w niej tylko do krajów anglojęzycznych, a nie do kraju, w którym żyję. To jest cena, którą muszę płacić za spokój mojej rodziny.

Jeśli jednak teściowie mieliby być zmuszeni do zaprzestania rozmów z nami, wszystko mogłoby się bardzo szybko zmienić. I wtedy nie będę miał żadnego powodu, by nie zainteresować się Chorwacją wraz z blisko 5 tysiącami głosicieli. Powiadomiona zostałaby prasa. Emitowane byłyby wywiady radiowe i telewizyjne. Utworzone zostałyby strony internetowe, rozdawane ulotki, a w czasie kongresów pojawiłyby się protesty.

Do nich należy wybór, czy pozwolą mi odejść, a moim teściom uporać się z całą tą sytuacją na swój sposób - bez nacisków, czy też utrudnią nam to, co spowoduje, że nie będę miał już żadnych oporów by wywołać totalne zamieszanie wśród Świadków Jehowy w Chorwacji.

Starsi popatrzyli na siebie.
– Twoim teściom, o ile przyjdą do nas, możemy powiedzieć tylko to, co nakazuje Biblia – powiedział Davor, a pozostali przytaknęli.

Czułem, że tracę spokój. Nie zrozumieli mojej groźby.
– Więc twierdzicie, że powiecie moim teściom, aby nas unikali, nawet jeśli będzie to stwarzać problemy dla nich i dla was?
– Możemy im tylko powiedzieć to, co mówi Biblia. Biblia jest naszym jedynym autorytetem. Uczucie pewności siebie przemknęło przez twarz Davor. Moja frustracja zaczęła narastać.

Na szczęście, mimo, że atmosfera spotkania gęstniała, zdołałem zebrać myśli i odnieść się do ich słów. Była to jedna z tych sytuacji, kiedy zawładnęły mną uczucia, a ja z trudem odzyskałem spokój.

– Więc skoro mówicie, że powiecie tylko to, co jest napisane w Biblii, to nie mam żadnych zastrzeżeń – powiedziałem – bo przecież w Biblii nigdzie nie jest napisane, że członkowie rodziny powinni unikać siebie nawzajem. Tak naprawdę to mówi coś przeciwnego.

Zapadło nerwowe milczenie.
– W przypowieści o synu marnotrawnym, którą jak myślę wszyscy znamy, syn wraca do ojca tylko… - nie pamiętam dokładnie cytatu – z nieszczerych powodów. Nie okazał prawdziwej skruchy zgodnej z zasadami Organizacji, nie odrzucił swojego postępowania. (Łk 15:17-20)

Dołączona grafika
Przypowieść o synu marnotrawnym jest sprzeczna ze starżnicowymi zaleceniami ws. ostracyzmu

Starałem się przywołać w pamięci powiedzenie w Organizacji – ‘światowy smutek’, którego używa się wobec osób powracających do zboru z niewłaściwych pobudek a nie z powodu szczerej determinacji zaprzestania występku, ale nie mogłem go sobie teraz przypomnieć.

– Syn odchodzi i uprawia seks z prostytutkami. Żyje w grzechu i rozpuście. A co okazuje się być jedynym powodem powrotu do ojca? – Przerwałem czekając na odpowiedź Davora lub pozostałych starszych.

Zapadła cisza.
– Znamy odpowiedź na to pytanie - powiedział chłodno Davor.
– To świetnie, skoro znacie odpowiedź, to jak ona brzmi? – zapytałem.
– Nie ma potrzeby odpowiadać na to pytanie – powiedział stanowczo Davor.
– Co masz na myśli mówiąc, że nie ma potrzeby odpowiadać na moje pytanie? Jest to prosta odpowiedź, prawda?
– Nikt z nas nie musi odpowiadać na twoje biblijne pytania. Znamy odpowiedź. Nie musimy odpowiadać na żadne pytania biblijne – zapewniał Davor. Jego wzrok był pusty. Stało się tak, jakby ten przyjacielski nauczyciel wyparował, a na jego miejsce pojawił się zimny strażnicowy robot.
– To jest bardzo interesujące, naprawdę interesujące – powiedziałem. – Zadałem wam proste biblijne pytanie, w podobny sposób jak Jezus pytał Faryzeuszy, a wy odmawiacie odpowiedzi na nie. To bardzo wiele mówi. – Zatrzymałem się na moment, by pozwolić niezręcznej ciszy podkreślić znaczenie mojego punktu widzenia.

– Powodem, dla którego syn marnotrawny wrócił do swego ojca… – przerwałem i położyłem ręce na brzuchu – był głód. Wrócił do niego tylko dlatego, że był głodny, a nie z powodu jakiejkolwiek faktycznej skruchy. I jak zareagował jego ojciec? Rozłożył w szerokim geście swoje ramiona, jakby go chciał przytulić. - Osiągnąłem swój cel. – Więź rodzinna jest silniejsza niż przedstawiony występek.

Starsi spojrzeli po sobie i milczeli.
– Jest coś czego nie rozumiem – przerwa ł Dean. Pozostali spojrzeli na niego. Dean siedział przeważnie milczący, uważnie przysłuchując się temu, co mówię. Poczułem do niego nić sympatii. Zaintrygował mnie tym, że chce coś powiedzieć.
– Wydajesz się być naprawdę miłym człowiekiem – powiedział. Nie rozumiem tylko dlaczego, taki miły człowiek jak ty, nam grozi? To nie ma dla mnie żadnego sensu. To jak… - urwał, by znaleźć odpowiednie angielskie słowo i dokończyć pytanie. Nastąpiła między nimi krótka wymiana zdań po chorwacku, gdy pozostali dwaj próbowali mu pomóc. Zanim na nie odpowiedziałem, poczekałem aż zamilkną.

– Dean, to jest bardzo dobre pytanie. Chciałbym wam jednak, jedną rzecz powiedzieć. Możecie człowiekowi zabrać wiele. Możecie mu zabrać dom, pieniądze, samochód a nawet jego zwierzaka. Ze stratą tych rzeczy człowiek się pogodzi, ale jeżeli spróbujecie mu zabrać jego rodzinę, to jest zdolny do wszystkiego. A stworzoną stroną internetową, w tym przypadku, powinniście się martwić najmniej. Musicie zrozumieć, że z mojego punktu widzenia, to Strażnica jest tutaj agresorem. To mnie się tutaj grozi, a ja tylko staram się wam powiedzieć, co się stanie, jeśli uczynicie cokolwiek innego, niż to o co proszę.

Dean sprawiał wrażenie zdumionego. Być może udawał przed pozostałymi dezaprobatę, a może sens tego, co powiedziałem, zatracił się w tłumaczeniu. Jednak zawsze ilekroć spoglądam wstecz, nie potrafię wytłumaczyć tego lepiej. Strażnica była w tym scenariuszu zbirem, nie ja.

Nieprzyjęty list 

– Tak – powiedział Davor – myślę, że powoli zmierzamy do końca. Muszę tylko zobaczyć listy o odłączeniu.
– Oczywiście – powiedziałem, sięgając po kartkę z własnoręcznie podpisanymi przez moją żonę i mnie oświadczeniami. Zakończenie było już blisko.

Davor położył kartkę przed sobą i zaczął czytać na głos, poczynając od wiadomości mojej żony napisanej po chorwacku. Napisała ją w pośpiechu, gdy zbierałam się do wyjścia. Chciała mi to przeczytać, ale powiedziałem, że porozmawiamy o tym jak wrócę.

Davor skończył czytać list i wymamrotał coś po chorwacku do pozostałych, którzy przytaknęli. Potem odczytał na głos mój tekst, który brzmiał:

Cytat

Do wszystkich zainteresowanych
Od tej chwili, wiadomym jest, że ja niżej podpisany nie jestem już Świadkiem Jehowy, ani nie mam żadnych powiązań ze Strażnicą – Towarzystwem Biblijnym i Traktatowym.
Z poważaniem,

[podpis]

Przyznaję, że cieszyłem się słysząc, jak to głośno odczytują. Jednak moja radość trwała krótko.

– Możemy przyjąć twój list - powiedział Davor – jest zrozumiały i jednoznaczny. Jednak nie możemy zaakceptować listu twojej żony, gdyż niezbyt dobitnie wyraziła, że nie chce już być Świadkiem Jehowy.

Nie mogłem w to uwierzyć. Różne myśli zaczęły krążyć mi po głowie. Do tej pory spotkanie przebiegało zgodnie z planem. Teraz okazało się, że żona nie wystarczająco jasno określiła się w swoim liście? Nie mogłem sobie tego wyobrazić.

– Dlaczego? Co ona napisała? – zapytałem.
– Pisze, że nie czuje się już Świadkiem Jehowy, a to nie jest wystarczające – powiedział Davor.

Teraz to do mnie dotarło. Moja żona jest najlepszym strażnikiem pokoju na świecie, nie znosi denerwować czy obrażać ludzi. Nie zdziwiłbym się, gdyby w swoim staraniach na rzecz dyplomacji poległa wobec wymagań komitetu sądowniczego w sprawie oświadczenia.

– Nie ma problemu – powiedziałem. – Nie mam już impulsów na swojej karcie telefonicznej, ale widzę, że macie telefon. Więc nie będziecie mieć nic przeciwko, abym zadzwonił do niej i porozmawiacie sobie z nią? Jestem pewien, że da się to jakoś rozwiązać.

– Nie, to nie będzie konieczne – powiedział Davor.
– To zajmie tylko chwilę, proszę.
– Nie – powiedział Davor - to byłoby niewłaściwe.

– Słuchajcie, tak czy inaczej, to się dzisiaj skończy – powiedziałem coraz bardziej zirytowany. – Chcecie, abym w taką ulewę przywiózł ją tu dzisiaj, by wam powiedziała, jak się czuje?
– Nie, to byłoby zbyt stresujące dla niej – powiedział Davor – zorganizujemy oddzielne spotkanie.
– Nie ma mowy o żadnym oddzielnym spotkaniu z wami – powiedziałem. – Bob może poświadczyć, jak to odebrała, gdy zadzwonił, aby omówić szczegóły tego spotkania. Nie chciała nawet podejść do telefonu, by tłumaczyć. Nie poradzi sobie z tym.

Bob skinął głową.
– Zrozum – powiedział Davor – jesteśmy tu, by rozmawiać o tobie, a nie twojej żonie. Musimy spotkać się z nią oddzielnie, by dowiedzieć się jak się czuje i zaoferować pomoc duchową.

Czułem, że wzbiera we mnie złość. Mój instynkt opiekuńczy zaczął brać nade mną górę.

– Mówicie poważnie, że nie możecie przyjąć jej listu o odłączeniu, bo napisała, że już nie czuje się jak Świadek Jehowy? – powiedziałem.

Davor skinął głową.
– Więc mówiąc wprost. Nawet jeśli moja żona napisała dokładnie te same słowa co ja, to nie przyjmiecie tego, gdyż spotkanie dotyczy mnie?
– Tak, to prawda – powiedział Davor.
– Dlaczego więc odczytaliście jej oświadczenie, skoro to spotkanie dotyczy mnie? – zapytałem.
– Napisała do nas list, więc chcieliśmy wiedzieć, co w nim jest. – odparł zadowolony z siebie Davor.
– Czuję się, jakbyście mnie oszukali. Zaraz na początku, zapytaliście, czy oboje napisaliśmy listy. Zabrzmiało to tak, jakbyś oczekiwał odebrania oświadczenia o odłączeniu od nas obojga.
– John, wiesz, jak to działa – powiedział Davor – sam byłeś starszym. Wiesz, że musimy przestrzegać procedur, które nam zalecono. A one mówią wyraźnie, że musimy spotkać się z twoją żoną oddzielnie.

W tej chwili, podobnie jak w sprawie ostracyzmu, mgła opadła i wszystko stało się jasne. Odzyskałem swoja „głowę starszego” i mogłem poszukać innego rozwiązania.

– Oczywiście, jest proste rozwiązanie – powiedziałem – wystarczy, aby moja żona napisała taki sam list o odłączeniu jak ja i wręczyła go Bobowi, wtedy wy go zaakceptujecie.

Zadowolenie z twarzy Davora zniknęło. Przejrzałem go.
– Ależ skądże, nie chcemy przecież zachęcać twojej żony – mamrotał.
– Nie ma problemu – powiedziałem spokojnie. - To jest właśnie to, co zrobimy. Powiem mojej żonie, aby jak najszybciej wysłała Bobowi list. Nie chcę, byście pomyśleli, że mówię jej co ma robić. To jest jej decyzja.

Na tym zakończyło się spotkanie. Nie było modlitwy na zakończenie. Wszyscy czterej powstaliśmy z miejsc.

– Czy mogę uścisnąć ci rękę? – zapytałem Davora.
– Tak – powiedział.
Podałem radośnie rękę wszystkim trzem, ociągając się chwilę z Deanem przez jego nieoczekiwane kichnięcie, które chciał opanować.

Podziękowałem wszystkim trzem i skierowałem się do wyjścia. Bob obserwował mnie aż do samych drzwi, zanim odwrócił się do pozostałych.

Deszcz przestał padać. W końcu byłem wolny.

The END

* Z szacunku dla ich prywatności, nieco zmieniłem imiona i nazwiska starszych uczestniczących w moim Komitecie, oprócz Davor, w przypadku którego posługuję się tylko imieniem. 



Źródło: http://jwsurvey.org/life-stories/my-21st-century-apostasy-trial
Kategoria: Ludzie Organizacji | Dodał: Roberta (02 Stycznia 2014)
Wyświetleń: 786 | Rating: 0.0/0
Liczba wszystkich komentarzy: 0
avatar
Formularz logowania
Nasza sonda
Oceń moją witrynę
Suma odpowiedzi: 17
Statystyki

Ogółem online: 1
Gości: 1
Użytkowników: 0